Komentarze: 13
11 września zbliża się nieubłaganie – niestety! Teraz żałuję, że jadę. Najchętniej zostałabym w łóżku otulona pierzynka, a nie w sukni balowej udawała świetną zabawę.
Ciekawe to co parę dni temu wydawało mi się dobrym pomysłem na spędzenie sobotniego wieczoru, teraz jawi mi się jako urzeczywistnienie najgorszego koszmaru.
Całą atmosfera jaka się wytwarza wokół całej sprawy niewiarygodnie mnie irytuje. Wkurza mnie to, ze tam jadę, to ze nie wiem czym tam jadę, to że oprócz mnie większość nie chce tam jechać. Cholera nikt nie jest w stanie min powiedzieć – „ ....uspokój się będzie fajnie....”. Zamiast tego słyszę-„...k...jak ja tam nie chce jechać...”.
To co wydawało mi się mało prawdopodobne, staje się. Mój wyśmienity ostatnimi tygodniami humor wali się na łeb na szyję. Jak zwykle odbija się to na moim otoczeniu. Powoli zanika mój optymizm, znów jestem opryskliwa i wredna. Kopnęłabym w coś rozwaliła nie ważne co mam ochotę coś zniszczyć. Niestety chyba wiem co....... w sobotę.